czwartek, 28 sierpnia 2008

Głupota inspiruje

W ubiegły poniedziałek po raz kolejny podróżowałem do Stalowej Woli. Cel mojej podróży prawdopodobnie właśnie zasypia w drugim pokoju (Ah te dwoje drzwi:D), ja natomiast postanowiłem przezwyciężyć lenistwo i zabrać się do napisania kolejnego posta.
Na początek kilka słów wprowadzenia na wypadek, gdybyś drogi czytelniku okazał się osobą obcą, nieznającą mnie, która trafiła na mojego bloga... nieważne. Tak więc do rzeczy: Jak można wywnioskować z poprzedniego posta jestem osobą niewidomą. Dość długo samodzielne poruszanie się po mieście sprawiało mi problem, choć chyba jeszcze trudniej było zapytać w autobusie osobę siedzącą obok na jakim przystanku jesteśmy. O zmianach kiedy indziej, bo to temat na osobny post, tutaj mogę jedynie podziękować Igusiowi i mojej nieocenionej drugiej połowie. Dość, że od ok. dwuch lat poruszam się nie tylko po Krakowie, ale również sam jeżdżę do Stalowej wOLI (układ małych i wielkich liter bynajmniej nieprzypadkowy). Z powodu braku wzroku bardzo często zmuszony jestem prosić o różnego rodzaju pomoc przypadkowych ludzi i mam w związku z tym przeróżne doświadczenia. Dlatego też przymierzam się do napisania, a w miarę wzrostu ilości doświadczeń rozwijania swego rodzaju kodeksu pod tytułem "Jak pomagać niewidomym". Nie ukrywam, że będzie to dość subiektywny tekst, jednak przypuszczam, że w dużej mierze odnosił się będzie do wszystkich niewidomych.
Tak więc uwaga: Zaczynamy.
1. Jeżeli widzisz niewidomą osobę czekającą na autobus, tramwaj, trolejbus czy cokolwiek innego na przystanku, pod żadnym pozorem NIE wciągaj ani NIE wpychaj jej do pierwszego lepszego środka lokomocji. Możesz zapytać na jaki autobus, tramwaj czy cokolwiek innego czeka, możesz, a nawet jest wskazane poinformować niewidomego jakiej linii jest środek lokomocji, który nadjeżdża. W większości przypadków nie mamy problemów z poruszaniem się, wsiadaniem czy wysiadaniem z pojazdów. Mogą się natomiast zdarzyć niewidomi nie potrafiący postawić oporu komóś, kto uszczęśliwia ich na siłę w opisany wyżej sposób. Efekt może być tragiczny, zwłaszcza gdy osoba nie jest mistrzem orientacji.
Parę słów komentarza:
Brzmi dość bzdurnie, prawda? Pierwsza myśl jaka się nasówa to: Kto by coś takiego zrobił? A jednak, "Miłe Panie i Panowie bardzo mili", ja osobiście doświadczyłem dwuch tego typu sytuacji. Pierwsza wydarzyła się dość dawno i pamiętam tylko tyle, że jakaś starsza babcia kompletnie nie informując mnie jaki autobus przyjechał zaczęła mnie stanowczo pchać do jego drzwi. Druga natomiast miała miejsce właśnie podczas mojej poniedziałkowej podróży, kiedy stałem zupełnie sam na przystanku i podjechał autobus. Podszedłem do drzwi i w przestrzeń rzuciłem pytanie jaki to autobus. Po chwili podszedł jakiś młody facet i jakby mu się pomyliły niepełnosprawności zaczął mnie wciągać do środka. Moja reakcja była dość natychmiastowa: postawiłem opór i ponowiłem dobitniej swoje pytanie. Dobrze się stało, bo gdybym dał się wciągnąć w Stalowej Woli byłbym kilka godzin później, niż planowałem.
2. Nie zniechęcaj się! Punkt dość podstawowy i właściwie powinien się pojawić jako pierwszy, jednak pierwszeństwo oddałem inspiratorowi:). Rozwijając: wada wzroku czy jego brak to jedno, a cała reszta, jak charakter, osobowość itd. to drugie. Trzeba być świadomym, że obie te sprawy generalnie nie mają ze sobą ścisłego związku. Innymi słowy nie ma zasady mówiącej o tym, że wszyscy niewidomi są... dopiszcie sobie dowolne cechy charakteru. Tak więc jeżeli zaoferujesz swoją pomoc i usłyszysz w odpowiedzi: sam sobie poradzę! nie zniechęcaj się: trafiłeś na taką a nie inną osobę, ale nie oznacza to, że wszyscy tacy jesteśmy. Tak naprawdę każdy, komu w jakiejkolwiek sprawie zaoferujesz pomoc może w ten sposób odmówić, jednak gdybyśmy z takiego powodu przestali pomagać ludziom świat byłby straszny.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Podróż klasą 0

Parę słów tym razem o sprawach bardziej życiowych, konkretnie o moich doświadczeniach z wczorajszej podróży na trasie Kraków - Stalowa Wola. Być może się czepiam, jednak... no, ale po kolei:
Bardzo miła pani, na moje ucho ok. 50-letnia, choć może młodsza, podprowadziła mnie na stanowisko, z którego odjeżdżał mój autobus. W trakcie krótkiej rozmowy zapytała: "Pospieszny do Zamościa?", na co uzyskała odpowiedź twierdzącą. Już na miejscu "przekazała" mnie pod opiekę ludziom stojącym przy autobusie, zupełnie nie wiadomo po co i dlaczego dodając: "Ten pan jedzie do Zamościa". Moje dwa pytania: Po pierwsze co to kogo obchodzi dokąd ja jadę? Bilet przecież jestem w stanie sobie kupić. No a po drugie skąd ona wyczarowała taką informację? Jechałem oczywiście do Stalowej Woli i ani jednego obrotu kół autobusu dalej. To, że autobus jechał do Zamościa to zupełnie inna sprawa, a chyba dość normalne, że wiem jakiej relacji jest środek lokomocji, którym zamierzam podróżować. No ale nic to:
Kobieta mnie zostawiła, po kilku minutach przyszedł kierowca. I tu dopiero zaczął się cyrk. Nagle wszyscy wpadli na pomysł, żeby mnie przepuścić (dla niewtajemniczonych muszę dodać, że podróżuję z białą laską). Nie pomagało moje "Ale ja poczekam, Proszę wsiadać", musiałem wejść pierwszy, inaczej zostałbym chyba wniesiony do tego autobusu. Oczywiście musiałem i tak stać i czekać aż przejdą wszyscy ludzie, którzy kupili już bilety, różnica tylko taka, że czekałem w przejściu, w autobusie, zamiast spokojnie stać na zewnątrz, przeczekać i wtedy wejść, kupić bilet i zająć miejsce. Przyznam, że trochę jednak jestem sam sobie winien, ponieważ mogłem rzucić tym ludziom informację, że nie posiadam biletu, jednak cała akcja w pewnej mierze mnie zaskoczyła i zanim przyszło mi to do głowy było za późno. Zostawmy więc dobroduszny bezosobowy tłum i przejdźmy do osoby konkretnej, jaką był dzieciak, wg mnie mający ok. siedmioletni staż na planecie Ziemi. W życiu nie wpadłbym na to, że w jednym dziecku może być tyle kontrastu! Byłem autentycznie w szoku. Spróbuję zobrazować w ten sposób: Wyobraźcie sobie dziecko, które pluje, kopie, tłucze się, hałasuje i zachowuje się po prostu jak rozbrykany bachor, po czym przechodzi nagłą i natychmiastową metamorfozę i zaczyna raczyć dziadka siedzącego obok pytaniami w rodzaju: "Dziadku, czy ten Zamek to zabytek klasy 0?" Pytań tego typu było więcej i czuło się wręcz, że dzieciak wie o czym mówi i o co pyta. Czy więc wiedza, jak na takie dziecko naprawdę niemała, nie idzie już w parze z kulturą? Powiecie, że to dziecko, że normalne, że tak się zachowuje, a ja się z tym zgodzę, co jednak nie zmienia faktu, że ten kontrast mnie dziwi. Tak więc rodzice, zarówno aktualni jak i przyszli, zadbajcie troszkę bardziej o wychowanie dzieci i wpojenie im podstawowych zasad kultury, bo jak widać wiedza to nie wszystko i dzieci mogą wiedzą błysnąć, a kulturą zgasnąć.

sobota, 9 sierpnia 2008

Topi się "Asfalt"

Asfalt Records postanowił wypuścić na rynek drugi handlowy singiel O.s.t.r.a z płyty "Ja tu tylko sprzątam" pt. "Jak nie Ty, to kto". Informację tą widziałem już jakiś czas temu, dziś postanowiłem zweryfikować jej prawdziwość na stronie wytwórni. Okazało się, że faktycznie singiel takowy ma się pojawić w niedalekiej przyszłości, wydany tak jak poprzedni zarówno na wosku jak i CD w limitowanej ilości 2000 sztuk. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: co ma na celu wypełnianie singla dwoma (poza tytułowym) utworami, które są już znane z płyty? Osobiście wolałbym dostać coś świeżego, np. jakiś remiks. W dodatku po raz kolejny jesteśmy częstowani trzema instrumentalami, które oczywiście znajdują się na edycji specjalnej albumu. Do dwuch premierowych utworów instrumentali brak. Nie bardzo rozumiem dlaczego. Pomijam już fakt, że skoro mam wszystkie instrumentale z tej płyty wolałbym dostać choćby ze 2 acapelle, można byłoby zrobić remiks. No i na winylu też lepiej mieć acapelle, na których można poscratchować, niż instrumentale, z których właściwie niewiele jest pożytku. Wszystko to razem sprawia, że cena 16.54 za CD i 38.99 za winyl wydaje mi się lekko wygórowana. Na CD dostajemy co prawda 3 teledyski, jednak dla mnie nie przedstawiają one kompletnie żadnej wartościi.
Pozostając w tematyce rapowej, Asfaltowej i dotyczącej O.s.t.r.a. wspomnę jeszcze o jednej ciekawostce. otóż na pewnym portalu, którego ani myślę reklamować, swego czasu pojawiła się recenzja albumu "Ja tu tylko sprzątam". W jednym z pierwszych zdań recenzent poczęstował nas jakże nieprawdziwą informacją o rzekomym wydaniu winylowym tego albumu. Pozwolę sobie zacytować O.s.t.r.a: "Ja przeniknę gdzie masz te winyle, daj moment", tylko powiedz mi gdzie mam ich szukać, skoro sama wytwórnia ani słowa o nich nie pisze. Czy ktoś taki powinien w ogóle pisać recenzje, które potem czytają inni i niestety często na ich podstawie wyrabiają sobie opinię o albumie?