wtorek, 9 grudnia 2008

Nie Readingować!

No i chyba się nie powstrzymam. Ja wiem, że już powstało kilka podobnych tekstów, wiem, że (jak widać na załączonym obrazku) nie dotarły one najwidoczniej do tych, do których dotrzeć powinny, ale i tak się nie powstrzymam i napiszę. Może przynajmniej ktoś się pośmieje, choć ja sam nie wiem na ile to śmieszne, a na ile tragiczne.
Wszystko zaczęło się od tego, że przeczytałem opis jednej z osób na mojej liście kontaktów. A brzmiał on: zmęczona :( don't disturb ... only one person can write :). Pozwoliłem sobie zacytować w całości, mam nadzieję, że prawo autorskie nic nie mówi o opisach w sieciach IM. Nasunęły mi się 2 spostrzeżenia. Otóż po pierwsze: nie wiedzieć czemu pierwsze słowo jest po polsku, a cała reszta po angielsku. Czyżby koleżanka nie wiedziała jak się mówi po angielsku "Zmęczona"? Zainspirowany przez kolegę postanowiłem wspomóc autorkę opisu, nie wychylając się jednak. Wysłałem jej tłumaczenie słówka dokonane przez infobota. Było tego coś 14 różnych alternatyw. W odpowiedzi dostałem "?", grzecznie więc wytłumaczyłem, że cokolwiek dziwnie wygląda opis z jednym słowem po polsku i całą resztą po angielsku, a ja, jako dobry kolega postanowiłem przesłać jej tłumaczenie tego jednego słowa, żeby mogła poprawić. Okazało się jednak, że ona woli tak, jak jest. No cóż, o gustach się nie dyskutuje. Tutaj jednak drugie spostrzeżenie: opis po przetłumaczeniu brzmi: "Nie przeszkadzać. Tylko jedna osoba może pisać." Moje pytanie brzmi: Co, jeśli ktoś nie zrozumie tego opisu i nieświadomie przeszkodzi? Zostanie uraczony pytaniem: "A Ty co? Po angielsku nie rozumiesz?" A może koleżance chodzi o to, że jest tak zmęczona, że może rozmawiać tylko z jedną osobą naraz? Na taką uwagę otrzymałem w odpowiedzi jakże pozytywne i przepełnione wiarą w wykształcenie Polaków zdanie: "Ludzie rozumieją takie wyrażenie jak "Don't disturb"". Zostałem rozbrojony. Nie pozostało mi nic innego jak też "Don't disturb".
Czy to jest "fajne"? Czy w dzisiejszych czasach są w tym kraju jeszcze ludzie, którym imponuje umiejętność złożenia prostego zdania po angielsku? Ja bym bardzo prosił o jakieś wyjaśnienie o co chodzi z tą modą, bo naprawdę jej nie czuję. Chociaż może i ma ona jakieś plusy. Np. jest się czasem z czego Laugh.

4 komentarze:

Unknown pisze...

;]
ale wydaje mi się, że to kwestia mody. Popularne staje się używanie angielski słówek zamiast polskich.
Co do znajomości angielskiego, to wg mnie wiele osób w Polsce nie zna angielskiego, ale Ci raczej nie używaja komputera czy gg.

Witostr pisze...

Zdecydowanie się nie zgadzam. Znam co najmniej kilka osób, które preferują np. niemiecki, angielski znają w stopniu... hmm, powiedzmy bardzo basic (ehh ta moda:d), a mimo to korzystają z komputerów. Nie wiązałbym tych dwuch rzeczy ze sobą

Unknown pisze...

bardziej mi chodziło o to, że Ci co nie znają języków obcych to nie korzystają z kopmuterów a nie odwrotnie ;]
a co do znajomości jeszcze to wiele osób starszych (30+ może 40+) nie zna zachodnich języków tylko ewentualnie rosyjski, bo nie uczono tego wtedy w szkole.
Teraz to większość podstawy powinna ;] znać

Paweł w sieci pisze...

Mejbi i ja coś szrajbnę, choć niet w cias bo dość dawno news w świat poszedł.
Żeczywiście Witku to problem, że ludzie na siłę pchają często bardzo mierną znajoomść jezyków obcych do każdego możliwego zwrotu - to chyba, tak jek stwierdziliście kwestia mody. Może opis byłby ciekawszy, gdyby był po Afgańsku - to już coś unikatowego.
Byćmoże też wspomniana koleżanka nie chciała, zeby ktokolwiek do niej pisał a domniemany kolega nie znał angielskiego, toteż miała totalny spokój i wymówkę w razie czego. Może też obawiala się o znajomość angielskiego wśród rodaków tłumnie zgromadzonych na jej liście.
Gdybania jednak odsuńmy na bok, bo jest większy problem - czemu ludzie nie chcą porozumiewać się w pięknym choć trudnym języku. Rozumiem, że meandry mowy ojczystej niejednego moga odstraszyć - nie każdy musi się posługiwać całym narodowym słownikiem, ale warto byłoby opanować Polski w stopniu zadowalającym nim zacznie się uważać siebie samego za poliglotę.
Na koniec jeszcze świeża historyjka z wczorajszej podróży do stolicy, którą mimowolnie, z powodu nadmiaru ludzi w pociągu wysłuchałem. Studentka we wspomnianym pociągu spotkała wykładowcę. Rozmawiali sobie na temat studiów. W pewnym momencie, dziewczynka skarżąc się na nadmiar nauki powiedziała, że niektórych słow nie znała po Polsku, a kazali jej opanować je w języku obcym. Jako przykład podała tu cietrzew (dla nie wtajemniczonych - gatunek ptaka).
Prosta historyjka, wydaje się bezużyteczna w tym miejscu, ale morał z tego taki: po co szukać pięknych zwrotów w języku obcym, skoro nasz rodzimy w nie obfituje.
Koniec tej zabawy w wykonaniu moim - zacietrzewionego, fanatycznego i nieprzejednanego zwolennika pięknej polskiej mowy. Zapraszam z rewizytą.