piątek, 12 listopada 2010

O traceniu czasu

Rozmawiając z różnymi ludźmi na temat studiowania często spotykam się z pojęciem "Straconego roku". Czasem dotyczy to nawet kilku lat. Ów "stracony" czas mamy wtedy, kiedy np. nie zdamy matury przy pierwszym podejściu i nie pójdziemy w związku z tym od razu po średniej szkole na studia, bądź też te studia rzucimy (wtedy "stracone" są wszystkie lata od rozpoczęcia nauki na danym kierunku). Jednak czy aby na pewno?
O traceniu czasu można mówić właściwie tylko w połączeniu z jakimś konkretnym celem, pytanie więc co uznajemy za cel? Oczywiście, odpowiedź jest jasna: skończenie studiów. Jednak ten papierek sam z siebie nie zmieni naszego życia w raj, dalszym, bardziej życiowym celem jest więc znalezienie z jego pomocą pracy. Zatem rok przerwy między szkołą średnią a studiami oznacza mniej więcej tyle, że pójdziemy rok później do pracy. Oczywiście, można się spierać, że przecież praca to dochody, pieniądze, które pomogą nam spełniać marzenia itd, jednak ten akurat argument bardzo często weryfikuje życie i okazuje się, że krążymy przez 40 lat między pracą a domem, spłacamy kredyt mieszkaniowy bądź wydajemy pieniądze na coś równie ważnego, a wolne chwile spędzamy przed telewizorem. Zatem jakiej straty się boimy? Napracować się w życiu każdy zdąży, chyba, że np. zadbamy o odpowiednio wysoki pasywny dochód, czego nawiasem mówiąc studia nie uczą. Do mojej szkoły przyjeżdżały i prawdopodobnie nadal przyjeżdżają z Australii dziewczyny w wieku 18, 19 lat w ramach swojego roku przerwy, po maturze, a przed studiami. Czy ten czas jest dla nich stracony? Przypuszczam, że żadna by go tak nie określiła. Że nas, Polaków, bardzo często nie stać na taki wyjazd? Jasne, ale czy to jedyny sposób na spożytkowanie roku? Czy jeśli zrobisz w tym czasie coś, co przybliży Cię do tego, kim chcesz być, będzie to czas stracony? Przy odpowiedniej mobilizacji rok działalności we własnym zakresie kilkukrotnie przewyższy pod tym względem rok studiowania. Istotna wiedza, jaką wyniosłem z pierwszego roku studiów na kierunku informatyka stosowana to znajomość języka C i C++ oraz trochę podstaw informatyki. Cała reszta, pochłaniająca oczywiście dużo więcej czasu, to głównie wyższa matematyka i fizyka, z których pożytku wiele nie mam i najpewniej nie miałbym nawet, gdybym te studia dokończył.
Czy zatem ten ponad rok spędzony na uczelni był czasem straconym? Czy nie lepiej było poświęcić jeszcze te 2 lata, pomęczyć się i zrobić chociaż inżyniera? Moja odpowiedź na oba pytania brzmi Nie. Ponad rok na uczelni czasem straconym nie był, bo po pierwsze zdobyłem nowe, specyficzne doświadczenie, po drugie poznałem kilka naprawdę ciekawych osób, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Wreszcie po trzecie, uświadomiło mi to, co ja tak naprawdę chcę robić w życiu i jak moje życie będzie wyglądać, jeśli z tego zrezygnuję. Z tego też powodu uznałem, że kontynuowanie studiów już stratą czasu by było.
Zatem, czytelniku drogi, jeśli wyznajesz pogląd opisany na wstępie, jeśli np. nie zdałeś matury lub też wybrałeś nietrafnie kierunek studiów i źle się czujesz z myślą o stracie roku, zadaj sobie jedno pytanie: Kim chcę być? A potem spójrz na rok, którego większą część masz jeszcze przed sobą, z tej perspektywy i zrób wszystko, by okazał się on rokiem zyskanym. Na pewno będziesz wiedzieć jak.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja jestem jeszcze przed maturą i wyborem uczelni, ale Twój tekst dał mi trochę do myślenia. Z chęcią czytałbym Twoje wpisy częściej, bo zamieszczasz w nich wiele cennych uwag. Dobrych wyborów życzę ;)
Tomasz

Witostr pisze...

Lubię ludziom trochę mieszać w głowach, zatem jeśli dało Ci to do myślenia, to cel osiągnąłem i bardzo mnie to cieszy. Nie musisz nawet się ze mną zgadzać we wszystkim, co napisałem, ważne, że spojrzałeś na temat z innej strony. Co do postów, to piszę wtedy, kiedy "przyjdzie" do mnie temat, czyli jak do tej pory raczej rzadko. Tak wolę, szukanie tematu na wpis w moim przypadku owocowałoby tekstami średniej jakości, trochę na siłę, a wtedy możliwe, że już nie czytałbyś ich tak chętnie.