czwartek, 6 maja 2010

"Matrix już tylko 3 kroki stąd"

Świat zwariował. Słuchając L.U.C.a takich utworów jak "Elektroneuronowa przyjaźń" czy "w cyfrach systemu" myślałem, że może jednak nieco on przesadza. Już wiem, że nie. No ale konkretnie:
Zdarza się, że poznaję nowych ludzi za pomocą np. internetu czy smsów. Nie ukrywam, wynika to po części stąd, że mam w pewnym stopniu ograniczoną opcję pt. podchodzenie do ludzi na ulicy, nawet nie bardzo wiedziałbym do kogo podchodzę, żeby zagadać. W każdym razie poznałem ostatnio 2 całkiem sympatyczne osoby i po pewnym, moim zdaniem i tak nieco długim czasie, zacząłem drążyć temat spotkania. I tu zaczęły się schody. Najpierw jedna z nich odwołała spotkanie na pół godziny przed, później niby wszystko było ok, jednak temat spotkania był jakby niezręczny, ostatecznie kiedy powiedziałem co na ten temat myślę kontakt się urwał. Druga osoba z kolei jest autorką jednej z bardziej kosmicznych bzdur, jakie kiedykolwiek słyszałem. Otóż nie spotka się ze mną na razie, ponieważ chce mnie lepiej poznać. Wtedy się zdenerwowałem, dziś bucham śmiechem, a kontakt również się urwał, tak jak w pierwszym przypadku nie z mojej inicjatywy. Zatem albo ja nie podążam z duchem czasu, albo niektórzy z nas zapominają powoli, że w zasadzie to my ludźmi jesteśmy, a nie seriami wiadomości tekstowych. Co z tego wyniknie?

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Przychodzi mi tu do głowy niedawno wyemitowana reklama... Głównie chodzi o to że nr telefonu jest jak drugie imię... Ludzie na reklamie nie mówią do siebie po imieniu a numerami telefonu... I niestety tak się dzieje. Coraz częściej wybieramy, to co proponuje postęp cywilizacji, odsuwając na bok to, co od wieków się robi... "Ale nieeee przecież ludzie w średniowieczu się spotykali bo nie mieli innej możliwości" taką odpowiedź można usłyszeć od młodzieży...
Jedni pragną spotkań, bo zwyczajnie im ich brakuje, ale są i tacy, którzy to wykorzystują do bardzo złych celów... Wiadomo zło było zawsze, ale jest go coraz więcej, agresja potęguje, aż strach mnie spowija co będzie z moimi dziećmi, jak poradzą sobie w tym świecie, gdzie człowiek nie widzi człowieka, jedynie monitor czy ekran przed sobą, ułatwiający mówienie, robienie tego co się chce, dającego odwagę i nieograniczoną "władzę"...

Aleksandra

Witostr pisze...

Temat co prawda pokrewny z tym w poście wyżej, ale odpowiem. Po pierwsze nie oglądam telewizji, nie słucham radia i dzięki temu rzadko docierają do mnie reklamy. Zjawisko jednak jest niepokojące i coraz częściej mam wrażenie, że ktoś celowo promuje taki styl życia. Może przesadzam, niemniej ktoś chyba na tym zarabia. Co do drugiej części jestem niepoprawnym optymistą i myślę, że tej agresji i zła jest mniej, niż nam się wydaje, a już na pewno jest więcej dobra. Tylko o tym media nie mówią, bo ludzie wolą złe informacje. Co do wykorzystywania do złych celów spotkań chyba nie do końca rozumiem co masz na myśli.

Anonimowy pisze...

Widzisz wszelkie MEDIA WŁAŚNIE mówią o szkodliwości internetu, o pedofilach, gwałcicielach... Tak jak mówisz, wszelkie złe informacje... Ludzie dlatego myślę nie chcą się spotykać, przez to co się mówi... Jednak paradoks w tym taki że jeśli ktoś decyduje się na spotkanie to zazwyczaj faktycznie źle trafi a ten kto się nie zdecyduje spotkać wiele traci nawet o tym nie wiedząc...
Coś na ten temat wiem... Moja siostra ma męża, którego poznała właśnie w sieci... Ja sama kiedyś pozwoliłam sobie spotkać się z osobą poznaną w internecie...

Aleksandra

Witostr pisze...

Przez prawie 2 lata byłem z dziewczyną, którą wcześniej przez półtora roku poznawałem właściwie tylko przez sieć. Pewnie spotkalibyśmy się wcześniej, ale ja mieszkałem w Krakowie, ona w Stalowej Woli. Na tym blogu opisywałem zresztą niektóre podróże do niej, już z czasów, kiedy byliśmy razem. Z kilkoma osobami utrzymuję taki czysto wirtualny kontakt, ale z reguły na pewnym etapie znajomości planuję spotkanie, nawet jeśli dzieli nas spora odległość. Bać się można wszystkiego, można nie wychodzić z domu, bo co jeśli trafię na bandę dresów. Tylko w domu też może mi się coś stać. Więc chyba najlepiej nie żyć w ogóle. Dlaczego ktoś poznany w internecie miałby być bardziej niebezpieczny niż ten, kto podchodzi do Ciebie zagadać na ulicy?

Anonimowy pisze...

Wydaje mi się że chodzi o to że ktoś kto podchodzi do Ciebie na ulicy... Hmm od razy sprawia jakieś wrażenie, wizualne, głosowe, ogólne. Osoba poznana w internecie ma ten "przywilej" że nie musi mówić prawdy. Teraz mi powiesz że osoba na ulicy też może kłamać... Fakt, ale po kimś kto stoi przed Tobą poznasz cokolwiek, gestykulacja, mimika, głos, wszystko. Osoba z sieci jedynie wysyła wiadomości... Wiadomo to nie znaczy że na ulicy spotkasz samych dobrych ludzi a w sieci złych... Nie, zupełnie nie o to mi chodzi... Osoba, z którą sam rozmawiasz, która stoi przed Tobą w pewnych sprawach Cię nie oszuka. Wiek (nawet jeśli oszuka to niewiele), wygląd (co jest mniej ważne), z rozmowy wiesz czy jest taka osoba inteligentna, itd itd. W sieci nie jest to już takie proste... Może się okazać że rozmawiasz z kim innym a spotykasz się z zupełnie inną osobą... Ja oczywiście nie mówię ze tak jest zawsze... Mówię ze się zdarza, ze internet właśnie jest wykorzystywany niewłaściwie, ze daje taką możliwość w ogóle.

Aleksandra

Witostr pisze...

No tak, ale czy ktoś każe Ci umawiać się na to spotkanie sam na sam na jakimś odludziu? Moim zdaniem wystarczy zwykła ostrożność, zdrowy rozsądek i ryzyko mocno maleje.

Anonimowy pisze...

Nie mówię że nie.... Masz rację. Złych i dobrych ludzi można spotkać wszędzie jednak internet daje wiele więcej możliwości kłamstw i oszukiwania...

Aleksandra

Witostr pisze...

Samochodem można zarówno zawieźć chorego do szpitala jak i przejechać przechodnia. Wszystko można wykorzystać w dobrym lub złym celu. Niektórzy ludzie tak bardzo boją się porażki, że nigdy nie podejmują działań mających na celu osiągnięcie sukcesu i w efekcie tę porażkę ponoszą z oczywistych względów. Strach, że osoba, z którą idziemy się spotkać jest w rzeczywistości kimś innym, przy zachowaniu zdrowego rozsądku ma podobny sens co ten przed porażką.

Anonimowy pisze...

Ok racja... Ale w tym co ja mówię jest tez trochę prawdy... Nie we wszystkim trzeba się zgadzać:)

Aleksandra

Witostr pisze...

Ależ ja o ile kojarzę ani razu nie stwierdziłem, że nie masz racji. Po prostu nieco inaczej patrzymy na sprawę. Ty w większości wypowiedzi opisujesz problem, który oczywiście istnieje, ja staram się skupić na jego rozwiązaniu.

Anonimowy pisze...

Wydaje mi się że ozwiązania poprostu nie ma... Wszystko gna do przodu korzystamy bezmyślnie więc... niestety jestem realistką...

Aleksandra

Witostr pisze...

To jest pesymizm w jednym z gorszych wydań moim skromnym zdaniem. Dla którego konkretnie problemu nie ma rozwiązania? Sformułuj go jednoznacznie, bo w dyskusji było ich kilka, a chętnie tego rozwiązania poszukam.

Anonimowy pisze...

No i po co... Sam świata niestety nie zmienisz, tym bardziej ludzi i ich podejścia...

Aleksandra

Anonimowy pisze...

Jest dobro... Jest go wiele...
Niestety jest też zło, które tak często nas dotyka. Trudno mi wiezyć w zmianę świata zwłaszcza po tym jak mnie los potraktował... Nigdy nie miałam w życiu łatwo, tak naprawdę jestem samo-wychowawcza jeśli można tak w ogóle powiedzieć... Nieważne zresztą...
W każdym azie trudno mi wierzyć że coś się zmieni... Ale nadzieja pozostaje:)

Aleksandra

Witostr pisze...

Samo się nic nie zmieni, ja świata też nie zmienię i chyba nawet mi się nie chce. Co do losu: Ja jestem niewidomy od urodzenia, wątpliwy dar od niego, nieprawdaż? Prawdę mówiąc cała masa ludzi została przez los źle potraktowana. Pytanie jak do tego podchodzimy i co zrobimy z tym dalej. Chętnie z Tobą podyskutuję na ten temat, jednak nie tutaj, zatem czas myślę się ujawnić.

Anonimowy pisze...

http://a-leksandra.blogspot.com/2010/05/dlaczego-odnalezione-samo-sie-nasuwa.html

Aleksandra

Witostr pisze...

Dziękuję:)